Wbrew założeniom Rebeki, jakoby związek Klausa i Caroline opierał się jedynie na seksie, ta para miała o wiele ciekawsze wspólne życie. Widywali się jedynie w weekendy, które co prawda w głównej mierze spędzali w łóżku, ale nawet tam nie ograniczali się jedynie do kontaktu fizycznego. Rozmawiali ze sobą, opowiadali ze szczegółami dni, których nie mogli ze sobą spędzać, aby poczuć, jakby tak naprawdę się nie rozstawali. Pierwotny wielokrotnie szkicował swoją ukochaną, która bez cienia znudzenia pozowała niczym prawdziwa modelka. Często odwiedzali najdroższe restauracje, gdzie spokojnie mogli nacieszyć się swoim towarzystwem. Śmiali się z inteligentnych dowcipów hybrydy, odwiedzali Elijahe i Tatię, podziwiali zabytki Nowego Orleanu. Byli częstymi bywalcami muzeum i teatru. Ani przez chwilę nie mieli czasu na nudę. Oboje coraz bardziej się wzajemnie zadziwiali, utwierdzali w uczuciach i je umiejętnie ukazywali. Najważniejsze jednak, że mieli na siebie bardzo dobry wpływ. Caroline za namową Klausa zerwała z wizerunkiem idealnego, grzecznego wampira i zaczęła polować. Oczywiście żaden wypad nie skończył się niczyją śmiercią, ale nawet odrobina świeżej krwi zawsze powodowała w blondynce uczucie euforii i bezgranicznego szczęścia, które dodatkowo podsycała obecność pierwotnego. Klaus natomiast otworzył się bardziej na uczucia, których już nie bał się ukazywać. Pozbył się sztyletów, mało tego, zaczął traktować rodzeństwo z należytym szacunkiem, nie wywyższał się nad nimi. Jego charakter wciąż pozostał taki sam, a porywczości i ostrego temperamentu nie dało się wytępić. Caroline jednak nie narzekała, bo przy niej był wyjątkowo delikatny i uroczy, przez co nie potrafiła się na niego gniewać za częste wypady kończące się czyjąś śmiercią lub złamany kark Rebeki. Te drugie akurat było jej bardzo na rękę.
Kol i Katherine stworzyli równie udany związek, choć zapewne bardziej nieprzewidywalny i niebezpieczny. Ich charaktery w połączeniu ze sobą tworzyły mieszankę wybuchową.
Oboje podróżowali po świecie, zwiedzając najpiękniejsze zakątki poszczególnych państw. Opuszczając kolejne malownicze miejsca, pozostawiali za sobą martwe ciała i zdemolowane pokoje hotelowe.
W środku dnia kłócili się, denerwowali do skrajów możliwości, a nocą namiętnie się godzili. Gdyby nie umiejętność hipnotyzowania pracowników hoteli, już dawno trafiliby do więzienia za zakłócanie snu innym gościom i niszczenie mebli. Jeżeli chodzi o ich wzajemne uczucie, Katherine niemal brzydziła się miłosnych wyznań, gdyż uważała, że w związku wampirów nie powinny mieć miejsca. Kol wykorzystał jej obrzydzenie i wiedząc, że te słowa bardzo ją wkurzały, prawie codziennie wyznawał jej miłość. Katherine wpadała wtedy w furię i na niego wrzeszczała, ale w duchu cieszyła się, że ktoś ją w końcu szczerze pokochał. Sam Kol również czuł się podobnie. Mimo nienawiści jego dziewczyny do słodkich słówek, czasami miękła i ukazywała swoje człowieczeństwo. Była wtedy delikatna, urocza i słodka. Pierwotny nie mógł się nadziwić, jak taka żmija może tak szybko przemieniać się w anioła. Wciąż go zaskakiwała, a on z każdą chwilą kochał ją coraz bardziej i to z wzajemnością.
Stefan i Rebekah nie mieli aż tak ciekawego życia jak rodzeństwo pierwotnej, ale równocześnie nie narzekali na nudę. Często odwiedzali Tatię i Elijahę. Blondynka szybko znów zaprzyjaźniła się z Petrovą i stały się niemal nierozłączne. Stefan utrzymywał kontakt telefoniczny z bratem, czasem wymieniał kilka słów z Eleną. W weekendy spotykał się z Caroline, ale nigdy nie urządzali z Klausem i Rebeką podwójnych randek - dziewczyny się wprost nienawidziły, a i Salvatore nie miał na razie ochoty znów zaprzyjaźniać się z hybrydą. Za to coraz lepiej dogadywał się z jego starszym bratem. Co do samego związku wspomnianej wyżej pary...Stefan i Rebekah nie odbudowali tego, co było w latach dwudziestych, ale postanowili się skupić na uczuciach, a nie pożądaniu, którym kierowali się w tamtych czasach. Pierwotna odzyskała mężczyznę, którego naprawdę kochała, a Salvatore mógł już na zawsze odetchnąć od Gilbert i Mystic Falls. Jego miłość do Eleny przeminęła, za to zaczął patrzeć na młodszą siostrę Klausa jak na piękną i niezwykle seksowną kobietę. Ich odczucia odżyły i oboje mogli szczerze powiedzieć, że byli ze sobą szczęśliwi.
Ostatnia para była najdelikatniejsza i najspokojniejsza, co jak najbardziej jej odpowiadało. Kupili sobie nie duże mieszkanie na obrzeżach miasta, z dala od tłumów i nadpobudliwych krwiopijców Klausa. Przygotowywali się do ślubu w normalny, ludzki sposób. Zamawiali katering, salę, zespół, stroje. Cieszyli się każdą spędzaną ze sobą chwilą, nadrabiali 1000 lat rozłąki i parę miesięcy walki o miłość.
Tatia wydawała się szczęśliwa, uśmiech nie schodził jej z twarzy. Umawiała się na kawę z Rebeką, przygotowywała wszystkie drobiazgi związane ze ślubem, chcąc, aby ten dzień był wyjątkowy. Elijah natomiast z zewnątrz wyglądał tak samo. Nie zdejmował garnituru, jego twarz była poważna i wciąż budziła szacunek. W środku jednak rozpierała go energia, którą ukazywał jedynie przy swojej ukochanej. Na początku ciężko mu było przyzwyczaić się do ludzkiego życia. Raz nawet, kupując obrączki, chciał zahipnotyzować ekspedientkę, by przyjęła go poza kolejką, bo śpieszyło mu się na kolację do domu rodzeństwa. Gdy tylko spojrzał w oczy kobiecie i wymówił formułkę, ta zdzieliła go gazetą w głowę i wyrzuciła za próg. Od tamtej pory Elijah pamiętał o tym, że utracił swoje umiejętności. Czasem za nimi tęsknił, bo znacznie ułatwiały mu życie, ale w końcu pogodził się z tym, że teraz jest zwykłym śmiertelnikiem. Nawet przekonywał sam siebie, że było warto. Nadnaturalna szybkość i wieczność w porównaniu ze szczęściem u boku ukochanej wydawały się nic nie warte.
Po paru miesiącach błogiego szczęścia nadszedł długo wyczekiwany dzień. 16 stycznia wszyscy żyli tylko jednym - ślubem Elijahy i Tatii. Klaus koło południa pojechał na lotnisko po Katherine i Kola. Stefan pomagał przyszłemu panu młodemu odpowiednio się przygotować. W tym czasie Rebekah robiła fryzurę Tatii. Rozmawiały o weselu, gdy nagle do ich pokoju weszła Caroline.
-Cześć, Tatia - powitała ją z uśmiechem, po czym skierowała przelotne spojrzenie na pierwotną. - Idź pomóż bratu, ja zajmę się panną młodą.
Na twarz panny Mikaelson wstąpił grymas. Zacisnęła ręce na włosach Tatii, przez co ta jęknęła z bólu.
-Proszę, Rebeko, Caroline odpowiednio się mną zajmie. Za chwilę powinna też przyjechać Elena, jestem pewna, że wolisz uniknąć jej towarzystwa - dodała Tatia.
Blondynka niechętnie ustąpiła. Ostatni raz skrzywiła się nieznacznie w stronę Caroline, po czym opuściła pokój. Forbes uśmiechnęła się triumfalnie i zabrała się za kończenie fryzury.
-Cieszę się, że przyjechałaś - powiedziała Petrova tym razem milszym tonem. - Przepraszam cię za nią, po prostu czasem ją ponosi, chociaż właściwie o tym wiesz, pewnie często daje ci się we znaki. - Obie westchnęły. - Niklaus wie, że już przyjechałaś ?
-Nie i mam zamiar zobaczyć się z nim dopiero na ślubie. Kupiłam samodzielnie sukienkę, boję się, że jak tylko się z nim zobaczę, od razu mi wciśnie jakąś inną, a ta, którą mam, jest naprawdę wyjątkowa.
Obie wybuchnęły śmiechem.
W innym miejscu posiadłości pierwotnych, kilka korytarzy dalej, w jednym z pokoi trwały przygotowania Elijahy. Rebekah uparła się, by przystrzyc mu trochę włosy, a Stefan jakoś nie miał ochoty im towarzyszyć, więc udał się do kuchni po woreczek z krwią. Gdy schodził po schodach, na holu zbierali się już goście weselni. Wśród nich zauważył swojego brata. Damon miał na sobie ciemny garnitur. Od ich ostatniego spotkania zmieniła mu się fryzura - włosy miał teraz nieco krótsze. Uśmiechał się do kobiety, która trzymała go za rękę. Stefanowi zaparło dech w piersiach, gdy ujrzał Elenę odzianą w piękną, różową suknię. Oboje szybko natrafili na jego wzrok i podeszli do niego.
-Witaj, bracie - powiedział Damon. - Wyglądasz jak naćpany, chyba potrzebna ci krew. Widziałem tu dużo smakowitych...
-Damon ! - skarciła go Elena, po czym spojrzała na drugiego z braci Salvatore. - Stefan, miło cię widzieć.
Przez chwilę wpatrywał się w jej czekoladowe oczy. Oczy, w których odbijała się kiedyś jego miłość, oczy, w których widział teraz jedynie ich wspólne wspomnienia. Poczuł ulgę, gdy palce Rebeki zacisnęły się na jego dłoni. Stefan spojrzał na nią i się uśmiechnął, widząc, jak piękne wygląda. W żółtej sukni i spiętych na bok włosach mogła spokojnie konkurować z Eleną o tytuł najpiękniejszej w tym holu.
-Chodź kochanie, czas na kolację przed weselem, tam raczej nie będziemy mogli poszaleć, bo Elijah nas ukatrupi, jeśli zniszczymy mu ślub. Mówię ci, nawet jako człowiek potrafi być groźny. - Zachichotała, ciągnąc go za rękę. - Miło było was zobaczyć !
Stefan spojrzał ostatni raz na Elenę, na której twarzy odbiło się zdziwienie i lekka zazdrość. Salvatore poczuł się cudownie i natychmiast porwał Rebekę w ramiona.
-Kolacja może poczekać - szepnął, po czym przetransportował ich do sypialni.
W tym samym czasie, gdy Caroline i Tatia szykowały się do ślubu, a Rebekah i Stefan oddali się chwili zapomnienia, w samochodzie Klausa panowała napięta atmosfera. Katherine co chwilę rzucała wściekłe spojrzenie w stronę Kola. Pierwotny zdawał się ignorować jej zachowanie. Próbował znaleźć odpowiednią stację radiową, ale za każdym razem, gdy jakąś włączył, krzywił się, słysząc piosenki współczesnych gwiazdeczek. W końcu westchnął ciężko i wyłączył radio.
-Jesteście strasznie poddenerwowani, kochani - powiedział Klaus, który jako jedyny miał dobry humor. - Mogę wiedzieć, co się stało ?
-Nie możesz ! - warknęła Katherine, ale po chwili jej mina zrzedła. - To znaczy, no wiesz....
Śmiech hybrydy wypełnił cały samochód.
-Nie bój się, odsunąłem chęć zemsty na bok. Myślę, że 500 lat uciekania przede mną ci wystarczy, ale pamiętaj, zwracam ci wolność jedynie ze względu na Kola. - Spojrzał znacząco na siedzącego obok niego mężczyznę. - Jeżeli jednak kiedykolwiek poważnie mnie zdenerwujesz, drogi bracie, zamiast sztyletu, zrewanżuję się na tobie poprzez zrobienie krzywdy twojej ukochanej. Myślę, że w ten sposób będziesz bardziej cierpiał.
Uśmiechnął się szyderczo. Katherine zadrżała, a Kol wywrócił oczami.
-A ja myślę, że wyświadczysz mi tym przysługę, Nik - odparł beztrosko.
Tym razem po całym samochodzie rozniosło się syczenie Pierce przeplatane chichotem Klausa.
Ceremonia zaślubin okazała się piękną uroczystością. Elijah i Tatia obiecali sobie miłość i wierność przed wszystkimi zebranymi gośćmi, którzy ledwo pomieścili się w kościele. W ich głosach wyczuwało się szczerość i emocje. Rebekah powstrzymywała z trudem łzy, towarzysząc parze jako świadek. Ubrana była w suknię o złocistym odcieniu, gdyż wcześniejszą niechcący rozerwał Stefan. Obok niej stał Klaus, którego również wzruszył piękny obrazek zakochanego brata i jego narzeczonej, ale był twardszy od siostry i starał się to ukryć. W pierwszej ławce siedzieli Kol i Katherine. Kobieta przytulała się do pierwotnego, a po ich wcześniejszej kłótni nie zostało ani śladu. Stefan otoczył ramieniem Caroline, która patrzyła rozmarzonym wzrokiem w stronę ołtarza. Ciężko było stwierdzić, czy obiektem jej wzruszenia była zakochana para czy przystojna hybryda. Za nimi miejsca zajęli Elena, Damon i Bonnie. Wśród zaproszonych znaleźli się dawni znajomi Elijahy, kilka koleżanek Tatii i wampiry Klausa. Wszyscy podziwiali ceremonię, a gdy w końcu pan młody pocałował pannę młodą, w kościele rozległy się oklaski.
Po ślubie wszyscy przenieśli się do posiadłości rodziny Mikaelson. Największa z sal posłużyła za miejsce, w którym miało odbyć się wesele. Przy ścianach ustawiono trzy stoły. W rogu jednej z nich znajdował się zespół, a środek sali odgrywał parkiet. Zgaszono światło, zespół zaczął grać, a goście oddali się zabawie. Elijah i Tatia nie odstępowali się nawet na chwilę, całkowicie pochłonięci tańcem. Długa, biała suknia kobiety wirowała wokół jej ciała. Podczas weselszych piosenek wciąż się uśmiała, a gdy przychodziła pora na spokojne tańce, przywierała do Elijahy jak małe dziecko do swojej rodzicielki. Rebekah nie mogła oderwać od nich wzroku, aż w końcu pomógł jej w tym Stefan, który wyciągnął ją na parkiet. Katherine i Kol również nie oszczędzali własnych nóg. Tańcząc pośród tych wszystkich pięknych par, czuli się jak w 1497 roku na urodzinach burmistrza. Było jednak o wiele inaczej, lepiej. Już nie musieli obawiać się rodzeństwa pierwotnego, oboje byli doświadczonymi wampirami i wiedzieli, czego w życiu chcieli.
-Gdybym znów miał wybierać, zostałbym z tobą - szepnął Kol.
Katherine spojrzała w jego brązowe oczy. Te słowa znaczyły dla niej więcej niż te wszystkie miłosne wyznania, którymi codziennie ją obdarzał. Wspięła się na palce, ujęła w dłonie jego twarz i złączyła ich usta w czułym pocałunku.
Caroline stała przy jednym ze stołów, rozmawiając z Eleną. Gdy tą drugą zaprosił do tańca Damon, blondynka skierowała się w stronę Bonnie, ale nie zdążyła do niej podejść.
Jej biodra oplotły silne ręce i obróciły ku sobie. Odruchowo zarzuciła pierwotnemu ręce na szyję.
-Nie ładnie tak, panno Forbes - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. - Zjawiasz się tu w południe, a ja cię widzę dopiero wieczorem. Zobacz, jak dużo czasu straciliśmy...a mogliśmy go w odpowiedni sposób spożytkować - mówiąc to, przesunął usta do jej ucha, wywołując tym samym przyjemne dreszcze w jej ciele. - Kochanie, nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
-Na pewno nie bardziej niż ja, panie Mikaelson - odparła zalotnie, przeczesując jedną ręką jego włosy. - Nie powiadomiłam cię od razu, gdyż chciałam pomóc Tatii. Nie martw się, zahipnotyzowałam tego, kogo trzeba, i przedłużyłam sobie weekend aż o dwa tygodnie.
Klaus drgnął i od razu przyjrzał się twarzy Caroline, jakby chciał się upewnić, że nie kłamie.
-Wspaniała wiadomość, chociaż wolałbym, byś została na dłużej. - Przejechał ręką po jej plecach. - Mikaelson...Caroline Mikaelson...pięknie brzmi, nie sądzisz ? - Uśmiechnął się, na co blondynka zmarszczyła brwi. Chciała odpowiedzieć, ale pierwotny kontynuował : - Wiem, wiem, przesadzam. To nie są oświadczyny, kochanie, jeden ślub wystarczy nam w rodzinie na co najmniej kolejne 1000 lat. My mamy wieczność. Czekałem na ciebie, mogę teraz poczekać na formalności. Ja po prostu...mogę cię tak nazywać ? Będzie to dla mnie wielki zaszczyt i z pewnością sprawi mi wiele radości.
Patrząc na jego smutną minę, Caroline nie mogła się powstrzymać. Jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
-Skoro tak bardzo tego chcesz, ale ja chcę coś w zamian.
Złapała go za rękę i wyprowadziła z sali. Kiedy szli po schodach na górę, Klaus przyjrzał jej się uważnie.
-Caroline, ta sukienka...Przecież wiesz, że w moim domu jest takich tysiące, ba, znacznie lepszych !
-Och, wiedziałam, że tak będzie...
Elijah nabierał w płuca świeże powietrze. Wciąż kręciło mu się w głowie, a nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Czuł zmęczenie i zachciało mu się z tego powodu śmiać. Niegdyś pierwotny wampir, który bez skrupułów wyrywał serca przeciwnikom, teraz ciężko dyszał wykończony przez żonę, która okazała się wielką miłośniczką tańca. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Bycie człowiekiem okazało się ciekawsze niż przypuszczał.
-O czym rozmyślasz, bracie ?
Mężczyzna odwrócił wzrok. Przed nim pojawiło się jego rodzeństwo. Klaus wyglądał na szczerze zadowolonego. Jego strój był idealny, mimo że wcześniej z trudem powstrzymał się przed rozerwaniem go. Gdyby nie fakt, że był drogi i świetnie na nim leżał, jak uznała Caroline, nie czekałby z powolnym odpinaniem wszystkich guzików. Na szczęście panna Forbes, nazywana od tego dnia przez niego panną Mikaelson, wcale nie marudziła, chociaż buzowały w niej hormony.
Kol przystanął obok Elijahy. Rebekah stanęła pomiędzy nim a Klausem.
-To niesamowite - szepnął najstarszy z rodzeństwa. - Potrzebne było tysiąc lat wzajemnej walki, rywalizacji, zdrad i okrucieństwa, by w końcu ułożyć sobie szczęśliwe życie. Nie mówię tu o naszych związkach, tylko o naszej czwórce. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak zgrani i tak długo w komplecie. To nie bywałe, ale my stworzyliśmy prawdziwą rodzinę. I nawet jeśli przepłaciłem to nieśmiertelnością, było warto. Pożyję kilkadziesiąt lat, ale z moim rodzeństwem, z moją rodziną.
Po policzkach Rebeki spłynęły łzy. Złapała dłonie Elijahy i Klausa.
-Jesteśmy tu, wszyscy razem. Jesteśmy rodziną. Rodziną, która już na zawsze nią pozostanie - dodała.
Klaus ścisnął rękę Kola, który zrobił to samo z Elijahą.
-Zawsze... - powiedział cicho Klaus.
-...i po wsze czasy - dodał Kol.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nadszedł moment, w którym mogę oficjalnie ogłosić, że to koniec mojego opowiadania. Bardzo się z nim zżyłam, gdyż był to mój pierwszy prawdziwy blog, ale nic nie trwa wiecznie. Z tego miejsca pragnę podziękować wszystkim kochanym czytelnikom, którzy przy każdym rozdziale zostawiali po sobie pamiątkę w postaci szczerego komentarza. Jestem wam ogromnie wdzięczna za wsparcie i motywację do dalszego pisania. Te opowiadanie stworzyliśmy razem. Mam nadzieję, że epilog wam się podobał. Nie jestem dobra w opisywaniu szczęścia wszystkich bohaterów, wolę gdy przytrafia im się coś smutnego lub strasznego, ale nie chciałam robić wam na złość i zabić kogoś lub zniszczyć jakiś związek, więc postarałam się dać każdemu z postaci piękne życie. Pomijając związki, najważniejsza była rodzina pierwotnych, bo to o nich było te opowiadanie i, jako że nie mogłam o nich zapomnieć, dałam im pod koniec symboliczną scenę.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby każdy z was pod tą notką zostawił po raz ostatni na tym blogu szczery komentarz, który podsumuje nie tylko epilog, ale i całe opowiadanie. Jestem ciekawa waszej opinii, chcę wiedzieć co wam się podobało, a co nie. Pod ostatnim rozdziałem odpowiadałam wam,
Jeszcze raz dziękuję za to, że przy mnie byliście i proszę, darujcie sobie spam. Opowiadania, które czytam, będę śledzić na bieżąco i naprawdę nie chcę, by powiadomienia "zaśmiecały" mi ostatnią notkę na tym blogu. Potrzebuję jedynie szczerych komentarzy :)
Pozdrawiam cieplutko ! ;*