sobota, 7 września 2013

Rozdział 19 - "To była tylko moja decyzja."

Stefan wszedł do dużej sypialni. Ściany pokrywała beżowa tapeta, na panelach znajdował się duży, puszysty dywan. Meble koloru jasnego brązu poustawiane były pod ścianami. W oknach wisiały wielkie zasłony. W tamtym momencie odsłaniały skrawek błękitnego nieba, przez co promyki słońca rozświetlały postać leżącą na łóżku. Wielkie łoże z baldachimem i jasną pościelą idealnie pasowało do tego pomieszczenia. Pokój był gustownie urządzony i z daleka wyglądał na należący do kobiety. Brakowało różu, który podkreślałby dziewczęcość, czerwieni oznaczającą burzliwy charakter czy błękitu pasującego do niewinności i nieśmiałości. Odcienie brązu były niejednoznaczne, tak jak charakter zamieszkującej go pierwotnej. Była czasami okrutna i bezwzględna, ale kryła w sobie wiele uczuć i miłości. Jej osobowość odzwierciedlał ten pokój. Tajemniczy, nastrojowy, piękny, z akcentami w postaci szklanych figurek, które symbolizowały jej porywczość. Jeden niewłaściwy ruch, a piękne pamiątki szlag trafi. Tak samo z jej charakterem. Wystarczy słowo, gest, a robi się w jednej chwili niebezpieczna. 
Salvatore usiadł na brzegu łoża. Spojrzał na nieprzytomną kobietę. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, była pusta, ale wciąż równie piękna. Zjechał wzrokiem na jej usta. Przypomniał sobie, jak w latach dwudziestych jego wargi wciąż się z nimi spotykały. Jak ich oczy rozbierały się wzajemnie wzrokiem, jak ich palce dłoni splatały się ze sobą, jak ich ciała przechodziły przyjemne dreszcze pożądania. Klaus im wszystko odebrał, a gdy znów się spotkali, on już nie darzył jej uczuciem. Kochał Elenę, która okazała się równie niestała w uczuciach jak Katherine. Raz jeden, raz drugi. Rebekah do tej pory coś do niego czuła. Wiedział to i pożałował, że nie dał jej szansy. Był u boku Klausa, gdy ponownie ją zobaczył, po latach rozłąki. Mógł dać sobie spokój z Eleną i gdyby wiedział, że ta później poleci do Damona, niewątpliwie by to zrobił. A tak wylądował w Nowym Orleanie, bez dziewczyny, z drugą podkochującą się w nim. Miał pewnego rodzaju szczęście, bo Rebekah była piękna, seksowna i posiadała niezwykły charakter. Miała wady, nie była tak czysta jak Elena. Posiadała pazur, o którym Gilbert mogła jedynie pomarzyć. Wszystko idealnie, gdyby nie jeden problem. Nie był pewien czy uda mu się w niej zakochać. Coś go do niej ciągnęło, ale to nie było tak silne jak uczucie, którym darzył Elenę. Ono powoli mijało, ale po Katherine ślad pozostał na długo, z jej sobowtórem pewnie też tak będzie. 
Rebekah była cała nieruchoma, żadnych oznak życia. W jej krwi najprawdopodobniej krążyło lekarstwo.
Będzie człowiekiem - pomyślał Stefan. - Mogę mieć ludzką dziewczynę. 
Mimowolnie się uśmiechnął. Ludzka Rebekah, to będzie ciekawe ! Położył rękę na jej zimnej dłoni. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy na jego szyi zacisnęła się druga ręka pierwotnej. Rebekah wpatrywała się w jego oczy, wyszukując niebezpieczeństwa, ale po chwili zabrała dłonie i odsunęła się nieznacznie. Z jej twarzy zniknęła złość, zamiast niej wampirzyca wydawała się zakłopotana, ale i ucieszona faktem, że widzi przed sobą młodszego z braci Salvatore.
-Stefan... - szepnęła i nieznacznie uniosła kąciki ust w bladym uśmiechu. - Wybacz, nie chciałam. 
Wampir zapewne odwzajemniłby jej się tym samym i wyjaśnił, że nic się nie stało, ale kompletnie go zamurowało. Wpatrywał się w nią ze zmrużonymi oczami, wyszukując choćby jednej zmiany w jej wyglądzie, sposobie mówienia, w oczach. Nic nie znalazł.
-Wciąż jesteś wampirem ! - wykrzyknął zdumiony.
-Oczywiście, że nim jest - powiedział Klaus, który wszedł do pokoju. Za nim pojawiła się pozostała dwójka pierwotnych. - Zażyła środek usypiający wampiry podjeżdżający jakimś kwasem zamiast lekarstwa. Tatia podmieniła fiolki, gdy napadli ją słudzy Marcela. Mądra ta nasza Tatia.
Puścił oczko w stronę najstarszego z braci. Elijah zignorował ten gest i podszedł do siostry. Stefan odskoczył jak oparzony, czując się tak, jakby im przeszkadzał. W końcu w pokoju znajdowała się cała czwórka rodzeństwa, a on nie był tam potrzebny. 
-To ja pójdę do Caroline, siedzi w pokoju odkąd wydostaliśmy się z lochów - wyjaśnił, po czym wyszedł z pokoju.
Klaus spuścił wzrok, Kol położył się obok siostry, a Rebekah odprowadziła smutnym wzrokiem mężczyznę, po czym odzyskała zdrowy rozum i spojrzała na brata. Szybkim ruchem zrzuciła go na podłogę. Jęknął i ze złością zmaterializował się przy drzwiach.
-Wredna zołza ! - krzyknął do siostry.
Odwrócił się, by wyjść, ale natrafił na przeszkodę. Bonnie spojrzała na niego obojętnie, po czym zwróciła się do reszty pierwotnych :
-Nic nie znalazłam. Żadnego zaklęcia. Mikael, Esther i Finn są połączeni z Kolem, ponieważ to dzięki niemu dostali się do naszego świata. Jeżeli zabijecie któregokolwiek z nich, reszta też umrze.
Kol poczuł, jak kolana się pod nim uginają. Spojrzał pytająco na rodzeństwo, jakby licząc, że rozszarpią czarownicę za tą okropną wiadomość. Oni jednak nie ruszyli się nawet o centymetr. Rebekah siedziała w łóżku, zakrywając usta dłonią. Z trudem powstrzymywała się przed wybuchnięciem płaczem. Klaus oparł plecy o ścianę, a przez jego twarz przeszedł cień bólu. Elijah jako jedyny zachował trzeźwość umysłu. Złapał Bonnie za ramię, szepnął coś w stylu "musimy pogadać" i oboje wyszli z pokoju. 
Rebekah w końcu nie wytrzymała i zaniosła się płaczem. Pędem wybiegła z łóżka i rzuciła się na szyję swojego młodszego brata. Trwali jedynie chwilę w uścisku. Kol nie mógł wytrzymać tej smutnej atmosfery, a przez to, że przytuliła go siostra, która nigdy wcześniej tego nie robiła, czuł się już jedną nogą w grobie. Oderwał się od niej prawie siłą i wyskoczył w nadnaturalnym tempie przez okno. Zszokowana pierwotna spojrzała na ostatniego z braci, który pozostał w pokoju. Przez chwilę ciszę pomiędzy nimi przesiąkał jedynie ból bezradności. 
-Nik...
-Spotkamy się wszyscy o 21 w środku lasu. Zajmę się doprowadzeniem tam pozostałej trójki, powiadom resztę - odrzekł oschle, po czym zniknął jej z oczu. 

-Elijah, myślę, że to nie jest dobry pomysł...To...to...nienormalne ! A co, jeśli mi się nie uda ? Mogę skrzywdzić was oboje. Nie powinieneś ryzykować, poświęcać się...
-Bonnie, proszę, bądź ciszej, zaraz ktoś cię usłyszy. Podjąłem decyzję i albo mi pomożesz, albo nie pozostawisz mi wyboru. Nic do ciebie nie mam, ale przekładam życie najbliższych ponad twoje i jeżeli nie zechcesz udzielić mi pomocy, wymierzę ci srogie konsekwencje. 
Oboje zamilkli, wpatrując się w wielką posiadłość. Bonnie usiadła na ławeczce w ogrodzie i zaczęła przeglądać księgę zaklęć. Elijah stał bezczynnie z rękami w kieszeniach. Czarownica co chwilę zerkała na niego z niepokojem, jakby w obawie, że rzuci się na nią i wyrwie jej serce jednym ruchem dłoni. Był do tego zdolny, a jego słowa bardzo ją wystraszyły. Co prawda zostały wypowiedziane spokojnym tonem, ale szczerym do bólu.
-Chyba coś mam - szepnęła Bonnie. - Zaklęcie na zmianę... - urwała. - No, w każdym razie powinno się udać.
Elijah zamknął oczy, przez chwilę w skupieniu nasłuchując śpiewu ptaków. Gdy znów spojrzał na mulatkę, w jego oczach można było dostrzec smutek, ale i pewność siebie. 
-Dziękuje ci. Plan znasz, działaj według niego. Gdy będzie już po wszystkim...Powiedz mu, żeby się nie obwiniał. To była tylko moja decyzja. 
Odwrócił się i po chwili zniknął za drzwiami posiadłości. Bonnie westchnęła cicho, zamykając księgę. Pociągnęła nosem. Ze wszystkich pierwotnych tylko Elijaha w miarę lubiła. Był niebezpieczny, ale moralny i honorowy. Tym, co zamierzał zrobić, wzbudził w niej jeszcze większy szacunek. Był pierwotnym, tysiącletnim krwiopijcą, ale miał dobre serce. Kochał rodzinę i zrobiłby dla niej wszystko. To było w nim najpiękniejsze. 

Caroline trzęsła się jak rażona prądem, gdy po raz tysiączny przemierzała długość całego pokoju i zawracała, by znów zrobić to samo. Mogła nauczyć się na pamięć każdej rzeczy, która znajdowała się w pomieszczeniu, będącym jej tymczasową sypialnią, ale za bardzo zaślepiona była myślami. Targały nią silne uczucia. 
Śmierć Jenny, wyjazd Tylera, Stefan rozpruwaczem. Kolejne kółko po pokoju. Klaus pragnący krwi   Eleny, Tyler hybrydą. Kolejne kółko. Śmierć matki Tylera, ugryzienie Tylera. 
W końcu położyła się na łóżko. Jej głowa mogła zaraz eksplodować, jeżeli nie pozna całej prawdy.
Kochana, mówił na nią kochana. Krew, którą jej dał, szampan, który razem pili. 
Zakryła twarz dłońmi. 
Rysunek, który znalazła i sobie przypomniała ich wspólne początki, ten sam rysunek, który znalazła po pocałunku. Pocałunek, śmierć Sophie i jej sługów.
Łzy pociekły jej po policzkach. 
Tyler mówiący przez telefon, że to koniec. Sny, przez które bała się zasnąć. 
Drzwi otworzyły się. Caroline nie drgnęła. Po chwili poczuła, jak silne ramiona przyciągają ją do siebie. Wtuliła głowę w tors mężczyzny i zaniosła się płaczem. Stefan głaskał ją po głowie, co chwilę powtarzając szeptem "ciii". Ona jednak nie mogła się uspokoić. Miała ogromny mętlik w głowie, wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą. Po raz kolejny przeżywała wszystkie okrucieństwa, za którymi stał Klaus. Jednocześnie pamiętała jedną ich wspólną chwilę - kiedy uratował jej życie, podając swoją krew. Reszta to były tylko fragmenty. Wiedziała, że piła z nim szampana. Czuła na ustach pocałunek, co było absurdem w obliczu tych wszystkich złych rzeczy, jakich dokonał pierwotny. Były jeszcze sny. Leśny koszmar i morskie marzenie. Jeden symbolizował ich gorsze chwile, drugi lepsze. Z innej perspektywy : pierwszy przedstawiał hybrydę takim, jakim powinna go widzieć Caroline. Drugi był odzwierciedleniem jej najskrytszych myśli i marzeń. 
Wampirzyca odsunęła się od klatki piersiowej przyjaciela i spojrzała mu prosto w oczy.
-Nie wiem dlaczego, co się między nami wydarzyło, ale nie potrafię go nienawidzić - mruknęła, tłumacząc to bardziej sobie niż jemu.
Stefan kiwnął głową. Nie musiał pytać, o kogo jej chodzi. Znał odpowiedź.
-Wiem, Caroline. Zawsze się broniłaś przed uczuciami do niego ze względu na nas, twoich przyjaciół. Może za nim nie przepadamy, mamy do niego wiele urazów, ale to twoje życie. Nie masz mi za złe, że coś mnie łączy z Rebeką, ja nie mogę się przyczepiać tego, co jest między tobą a Klausem. Myślę, że jesteś już gotowa, aby poznać prawdę i zmierzyć się ze swoimi uczuciami. 
Blondynka uśmiechnęła się nieznacznie, wycierając z policzków łzy. Słowa Stefana poprawiły jej samopoczucie i dodały pewności siebie. Ponownie przytuliła się do niego.
-Dziękuję, Stefan - szepnęła, ale nagle oderwała się od niego i zmierzyła go wzrokiem. - Czy ty powiedziałeś, że coś cię łączy z Rebeką ?! 
Stefan parsknął śmiechem. Gdy udało mu się uspokoić, powiedział tylko :
-Myślę, że oboje nas teraz będą potrzebować...po śmierci Kola. 

Widok z okna był piękny. Klaus, tworząc ten dom, pomyślał też o zagospodarowaniu podwórka wokół niego. Dzięki temu powstał piękny ogród. Mini reflektory przy fontannie rzucały jasne światełko na słabo tryskającą wodę. Piękne kwiaty roznosiły woń w całej okolicy. Ptaki przysiadały na gałązkach rozmaitego gatunku drzew. Promyki zachodzącego słońca starały się przedrzeć przez baldachim liści do ogrodu. Z sufitu na tarasie zwisały doniczki z kwiatami. Balustrady oplecione były roślinami. Plącze wiły się w każdą stronę. Także nocą ogród zachwycał wyglądem, podczas gdy więcej światełek połyskiwało na tle księżyca. Gwiazdy na niebie wydawały się komponować z pięknym wystrojem, jakby nawet one dbały o wygląd ogrodu. 
Tatia przypatrywała się temu z rozmarzeniem. W pewnej chwili zechciała podziwiać ogród z drugiej strony domu. Odwróciła się, ale nie zdążyła zrobić ani kroku. Poczuła nagły przypływ powietrza, ciepłe ręce oplotły się wokół jej ciała i po chwili cały świat zaczął umykać spod jej stóp. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, stała w tym pięknym ogrodzie, który przed chwilą podziwiała. 
Obok niej znajdował się Elijah, wpatrujący się w nią ze smutkiem. Zapach kwiatów zaatakował nozdrza Tatii, ptaki ucichły, a woda nagle stała się cichsza. Oboje stali w milczeniu, z obawą, że nawet oddech zakłóci ten spokój. Jednak emocje, jakie towarzyszyły im obojgu, dało się zobaczyć gołym okiem. Tatia nie zastanawiając się dłużej, odwróciła się do ukochanego, w tej samej chwili, w której on zrobił to samo. Wpadli sobie w ramiona. Ich ręce błądziły w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, za to usta złączyły się w idealnym wręcz pocałunku. Przelali na niego wszystkie emocje. Żal, tęsknotę, smutek, cierpienie, radość, miłość. Wszystko było tak sprzeczne i piękne zarazem. Długo nie mogli się od siebie oderwać, zaślepieni uczuciem, jakim się darzyli. W końcu Elijah złapał dłonie Tatii, które spoczywały na jego policzkach, i odsunął ją nieznacznie od siebie. Spojrzeli sobie w oczy. 
-Przepraszam... - szepnęła spokojna Tatia. Nagły wybuch nie byłby w jej stylu. - Wiem, że jesteś na mnie bardzo zły. To było dla mnie naprawdę trudne, dobrze o tym wiesz, ale popełniłam błąd. Myślałam, że bez ciebie będę wiodła ludzkie, szczęśliwe życie, ale nie mogłam wziąć lekarstwa ze świadomością, że nie będę miała czasu, aby cię jeszcze kiedyś zobaczyć. Obojętnie czy jako śmiertelnik, czy krwiopijca, chcę być z tobą, Elijah. Za bardzo cię kocham, by żyć z dala od ciebie. 
Ostatnie słowa wypowiedziała na jednym oddechu, ledwo go widząc przez łzy, które napłynęły jej do oczu. Elijah przez chwilę patrzył na nią nieprzytomnie. Nie tak mieli się rozstać, nie mógł się przez nią wahać. Podjął już decyzję. Przytulił ją do siebie, a ból, z jakim dotykał jej ciała, paraliżował go od wewnątrz. Cierpiał bardziej niż kiedykolwiek. Wcześniej perspektywa tego, co zamierzał zrobić, nie wydawała mu się tak okropna. Nie bał się. W tamtej chwili jednak ból był nie do zniesienia. Świadomość, że nigdy więcej jej nie zobaczy, nie pocałuje, nie dotknie. Skrzywdzi jedną osobę, by ratować drugą.
-To ja cię przepraszam - odpowiedział po dłuższej chwili. 
Tatia odsunęła się od niego. Patrzyła na niego swoimi orzechowymi oczami. Ten wzrok wcale nie pomagał pierwotnemu, wręcz przeciwnie. Jej oczy, oczy, których miał już nigdy więcej nie zobaczyć. 
-Słyszałam o Kolu...Wiem, co chcesz zrobić. 
Nie płakała. Zdusiła w sobie łzy. Była dzielna, twardsza nawet od niego. Potrafiła domyślić się, co pilnuje i zachować zimną krew. Dla niego. Wzruszyło go to jeszcze bardziej. 
-Tak bardzo cię kocham - wyszeptał. 
Znów wpoił się w jej usta i tym razem pocałunków nie było końca. Mimo to wiedział, że nie zdoła się nimi nacieszyć. Dopiero co ją odzyskał, a znowu miał stracić. Żałował, że pozwolił jej kiedykolwiek odejść. Teraz to on miał zostawić ją. Tatię, jego ukochaną, z którą nie dane mu było żyć. 

Na wydeptanej ziemi narysowane były cztery koła, w każdym z nich zmieściłoby się około tuzina ludzi. Jednak były zarezerwowane dla tylu osób, ile ich było. W środku, pomiędzy kołami, stała Bonnie. Nie czekała długo. Klaus zjawił się natychmiastowo i wrzucił do trzech kół swoją rodzinę. Finn, Esther i Mikael przebudzili się ze śpiączki, w którą wcześniej wprowadziła ich Bennett. Czarownica zakreśliła dłonią łuk w powietrzu, a okręgi zapłonęły, uniemożliwiając im ucieczkę. Klaus oddalił się nieznacznie. Przypatrywał się im z grobową miną, wyczekując przybycia swojego rodzeństwa. Ostatni raz spojrzał z nienawiścią na matkę, brata i ojczyma. To przez nich miał stracić brata. 
Gdzieś w oddali cała piątka usłyszała szmer drzew. Klaus odwrócił się w tamtą stronę, ale zamiast rodzeństwa ujrzał Caroline i Stefana. Mężczyzna przystanął przy jednym z drzew, nie chcąc podchodzić blisko okręgów. Caroline za to śmiało podeszła do pierwotnego. 
-Wszystko będzie dobrze - powiedziała i ku zdziwieniu wszystkich zebranych, pocałowała go w policzek. - Musimy porozmawiać.
Cofnęła się i stanęła obok przyjaciela. Klaus przez chwilę patrzył na nią osłupiały. Sytuacja, w której się znajdował, nie była przyjemna, ale o to właśnie pojawiło się światełko w tunelu. 
Z rozmyślań wyrwał go szelest liści pod stopami innego pierwotnego. Kol wszedł do swojego kręgu, jakby nigdy nic. Miał koszulę zaplamioną krwią i podjeżdżało od niego alkoholem. 
-No co ? - syknął, widząc zdegustowaną minę Bonnie. - Musiałem jakoś skorzystać z ostatnich godzin życia. Bierz się do roboty, nie ma na co czekać.
Bonnie nie drgnęła. Wpatrzona była w las, jakby wyczekując, że ktoś z niego zaraz wyskoczy. Tak też się stało, ale to były Rebekah i...Katherine. Pierwotna stanęła obok Klausa, a panna Pierce podeszła do okręgu. Nie mogła do niego wejść, ale z tamtej odległości dokładnie widziała twarz Kola, którą teraz wykrzywiał ból. Wcześniej był nadzwyczajnie pewny siebie, teraz był bliski stracenia nad sobą panowania.   Uspokoił się jednak i odezwał zdawkowym tonem :
-Co tu robisz, Kath ? Z tego co wiem, nie zapraszałem cię na tą imprezę. 
-Ty draniu ! - warknęła wściekle. - Do diabła z tobą, mam nadzieję, że będziesz gnił w piekle. Na nic więcej nie zasługujesz. O wszystkim poinformowała mnie twoja siostra, bo ty wolałeś iść się zabawić niż spędzić ten czas ze mną. Może zachowuję się jak rozdygotana nastolatka ze złamanym sercem, ale, cholera jasna, zależy mi na tobie, idioto. Nie pomyślałeś, że ciężko mi będzie przeżyć znów twoją śmierć ? Nie...
Dalej nie była w stanie mówić. Rebekah odciągnęła ją od okręgu. Katherine odwróciła wzrok, by tylko nie patrzeć na Kola. Po raz pierwszy w życiu było mu głupio. Miał ochotę powiedzieć jej wszystko, to jak ważna jest dla niej, ważniejsza od każdej kobiety, jaką poznał w swoim życiu. Oczywiście z wyjątkiem jego sostry. Nie powiedział jednak nic. Nie był najlepszy w wyrażaniu uczuć. Westchnął więc ciężko, oczekując ostatniego brata. 
Kolejne minuty mijały, a klątwa, która uniemożliwiała Finnowi, Esther i Mikaelowi używania mocy i głosu, powoli słabła. Trzeba było zaczynać i wszyscy świetnie zdawali sobie z tego sprawę. Bonnie zwróciła wzrok ostatni raz, niemal błagalnie, w głąb lasu, po czym skierowała ręce w stronę Kola. 
On spojrzał na Katherine. Ona też na niego patrzyła. Wymówiła bezgłośnie dwa słowa, które całkowicie go zamurowały. Nikt ich nie słyszał, ale on dokładnie rozczytał "kocham cię" z jej ruchu warg. Zapragnął do niej podbiec i właściwie opuścił krąg, ale nie z własnej woli. Znikąd pojawił się Elijah i siłą wypchnął go jak najdalej okręgu. Zanim zdołał zareagować, Tatia przytrzymywała go tak, by nie mógł wstać. Wszyscy zebrani zwrócili wzrok na Elijaha, który teraz stał w kole. Rebekah pisnęła, chcąc rzucić się w tamtą stronę, ale zrozumiała, że nie może się ruszyć. Bonnie rzuciła na nich wszystkich zaklęcie. Zaczęła wypowiadać niezrozumiałe słowa, ręce kierując w stronę pierwotnego. Ostatni raz uśmiechnął się do Tatii. Bonnie zwróciła się do Finna. Jego ciałem wstrząsnęły spazmy, jakby ktoś wyrywał mu wszystkie wnętrzności. W końcu zastygł i padł w kałużę krwi. Następna była Esther, a potem Mikael. Na końcu Elijah zdążył upić jedynie połowę zawartości fiolki, którą trzymał w ręku, po czym bezwładnie zsunął się na ziemię. Płomienie zgasły, ciszę zakłócał jedynie wrzask Rebeki. Bonnie opuściła dłonie. Spojrzała na cztery martwe ciała, a następnie sama straciła przytomność. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zbliżamy się do końca ! Pozostały ok. dwa rozdziały + epilog. W tym trochę się działo, ale następne będą spokojne. Epilog postaram się napisać bajkowy, może nie przesłodzony, bo takie mi nie wychodzą, ale w miarę szczęśliwy :)
Co do tego rozdziału...No cóż, myślałam, że będzie smutniejszy. Gdy pisałam początek, byłam pewna, że będzie to mój ulubiony rozdział. Później coś się sknociło, no ale trudno. Ważne, by wam się podobało i mam nadzieję, że tak jest.
Po skończeniu tego opowiadania zapewne przez długi okres nie będę nic publikowała, bo chcę się trochę podszkolić i wstawić tu dopiero coś, z czego naprawdę będę zadowolona. Jedynie nowości mogą pojawiać się tutaj - http://www.fanfiction.net/u/4812574/infinitesmilee
Komentujemy, kochani, dobrze wiecie, ile to dla mnie znaczy :) 

20 komentarzy:

  1. Jejku, brakowało mi twojego cudownego opowiadania. Ten rozdział zdecydowanie podobał mi się najbardziej. Stebekah <3 Katherine i Kol, Elijah i Tatia, Klaroline... jejku, wszystko było tak pięknie opisane, że nie mogłam oderwać wzroku od treści. Byłam załamana, jak zrozumiałam, że to już koniec rozdziału, a za niedługo koniec opowiadania. Co ja będę wtedy czytała? Uwielbiam twoje opowiadanie, bo potrafisz świetnie wszystko opisać. Dialogi też mi się bardzo podobają. Wszystko i już! Akurat czytając słuchałam smutnej piosenki i poleciała mi łezka. Może to głupie i dziecinne, a może po prostu ludzkie? Kocham twoje opowiadanie i mam nadzieję, że jednak będzie tego więcej. :):) ''Maybe you shouldn't come back to me'' <3 Polecam piosenkę od Demi Lovato - shouldn't come back, boska jest, a test smutny, ale jest o życiu! Także zakończę ten komentarz zapraszając do siebie na bloga, ale jeszcze przed tym muszę przyznać, że masz talent pisarki, jak cholera. Zazdroszczę umiejętności opisywania. Nie potrafię tak ładnie opisywać wszystkiego, ale mam nadzieję, że się nauczę czytając twoje opowiadanie. Pozdrawiam i zapraszam do siebie na rozdział III, który pisałam z przymusu i wgl...
    www.forget-forever-the-destiny.blogspot.com
    Blog oczywiście o TVD.

    OdpowiedzUsuń
  2. śśświetny !

    zapraszam do mnie, na prolog *-*

    http://miss-you-darling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje serce jest złamane. Scena Tatii i Elijahy... Miałam ochotę płakać. Nie mogę uwierzyć, że nie żyje i tak się skończy ich historia. Myślę, że dla mnie ich scena przyćmiła wszystko.
    Również podobała mi się scena między Caroline i Stefanem.
    I cieszę się, że Rebekah jednak nie została człowiekiem.
    Jak zwykle niecierpliwie czekam na następną część.
    http://just-one-yesterday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękny rozdział. *w* Chyba najlepszy ze wszystkich. Wszystko mi się podobało, a najbardziej scena Katherine - Kol. Robisz piękne opisy. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. :>
    Szkoda, że do końca zostały tylko 2 rozdziały i epilog. :C

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudnie opisujesz :) Scena Elijahy i Tatii jak i Kola z Katherine normalnie świetne. Nie ma słów by to opisać. Elijah naprawdę poświęcił się dla Kola? :(
    Kocham każdą Twoją scenę z klausem i Carolin.
    Nie mogę doczekać się nn.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem co napisać...
    Otóż scena z Elijah i Tatią była niesamowita. Jak patrzę ta nagłówek rozdział 19 - widzę tą dwójkę. Szkoda trochę tej pary... Ale mogę się założyć, że chcesz nas tylko tak wkręcić w jego śmierć i coś mi się wydaje, że on jeszcze wróci.
    No i w ogóle to scena Caro i Stefana była genialna xD ahhh ten zaskok Caroline xD Uwielbiam ich.
    No i szczerze się cieszę, ze Rebekah jednak nie jest człowiekiem, choć jestem bardzo ciekawa jej 'ludzkiej postaci'.
    Kath i Kol - scena szczerości nadeszła. Choć w sumie znając Kol'a to go w sumie trochę rozumiem, bo gdyby jednak poszedłby pożegnać się z Kath to byłoby mu ciężko zostawić ją w takim stanie. Myślę, że poza tym jego samolubnym nikomu nie znanym powodem, nie chciał jej zranić.
    ...
    ...
    ...
    A jak nie to jest po prostu standardowym Pierwotnym dupkiem xD
    Co by tu jeszcze...
    Cieszę się, że nasze 'oryginalne duszki' znikły i mam nadzieję, ze już nigdy nie wrócą.
    Myślę, ze to by było tyle... A tak wgl to co to ma znaczyć że Stefek sobie porównuje Rebeke z Elką ?! Jak on może porównywać to ścierwo z Pierwotną ? Proszę cię... Na to 'wahanie' pomiędzy nimi dwoma widzę tylko jedną odpowiedź i chyba wiesz o kim mówię. Nie no oczywiście, że wiesz o czym mówię, bo kto normalny wybrałby Pannę Największą Płaczkę MF ? o.O
    Dobra już kończę!
    Czekam na następny rozdział (i mam nadzieję, że pojawi się szybko)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :
    historiadamaris152.blogspot.com
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, to Szklanka Mleka o nowej nazwie :P Kurde szkoda, że to opowiadanie dobiega już do końca ;___; zżyłam się z nim... Jest to jedno z nielicznych, które czytam od deski do deski i siedzę jak na gwoździach czekając aż mozilla raczy załadować rozdział. Poświęcenie Elijah <3 Uwielbiam jego postać, a to co robi dla Kola, rodziny jest niesamowite, za to "pierwotny dupek" mógł iść pożegnać się z Katherine. Liczę także na szczęście Stebekah. Opisy uczuć Stefana do niej były takie realne... Wow podziwiam i czekam na rozdział (albo nie bo nie chcę końca ;_____;)
    Zapraszam też do mnie na VI będzie Kennett, trochę Elejah, Tatia i El, a także naparstek klaroline ;P
    A oto zachęta:
    " - Kol? – zapytała szukając wzrokiem Mikaelsona.
    - Tak? – wyłonił się znad książki, którą czytał ułożony w stercie poduszek.
    - No nie spodziewałabym się tego po tobie – parsknęła przyklapując na skraju posłania.
    - Czego chciałaś Bennett? – wywrócił oczami zmieniając pozycję, na siedzącą.
    - Znam już odpowiedź – rzekła szeptem po chwili – wiem dlaczego słyszałam twoje myśli – spojrzała na niego pierwszy raz podczas tej rozmowy. Miał potarganą fryzurę, praktycznie „pożerał ją wzrokiem”.
    - Słucham – uśmiechnął się zachęcająco siadając coraz bliżej wiedźmy, speszona zawiesiła oczy na przeciwległej ścianie.
    - To kwestia..."
    http://the-originals-always-and-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ten rozdział!!
    Wspaniała scena Kola i Kath :)mam nadzieję, że Kol nie wyłączy po wszystkim uczuć...
    Czekam na kolejny. Weny!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej :) Serdecznie zapraszam na 9 rozdział na: http://just-one-yesterday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hey! Rozdział cudo *,*
    Czekam na nexta, koniecznie mnie poinformuj +
    Założyłam nowego bloga ^^
    Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu :33
    Opowiada on o 18-latce, Cassie Howe której rodzice giną w tajemniczych okolicznościach. Cassie przeżywa żałobę, a w jej życiu pojawia się tajemniczy Dean Everdeen próbujący rozwiązać tą sprawę. Co z tego wyniknie? Czy Cassie dowie się w co byli zamieszani jej rodzice?

    Zapraszam serdecznie :** I czekam na komentarz do prologu :*
    http://tajemnica-ktora-zabija.blogspot.com/
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Auć. Mam przez Ciebie doła :c
    Mimo to jednak postaram się jakoś przedstawić, co myślę o rozdziale.
    A więc dużo osób (z tego co zdążyłam zauważyć) zachwala scenę z Elijahem i Tatią. Nie przeczę, że mnie urzekła, ale akurat najbardziej spodobał mi się początek. Mam tu na myśli Stefana i Rebekę. Wszystko oddałaś bardzo... realistycznie? Tak to chyba dobre określenie.
    Urzekła mnie również scena z Stefanem i Caroline. Świetni z nich przyjaciele. Widać, że mogą na siebie liczyć i to jest właśnie takie świetne w ich relacji.
    A teraz pora na powód mojego smutku. Elijah... Nosz rozumiem, że rodzina dla niego wiele znaczy, ale żeby od razu dać się zabić? Tak, tak wiem jestem nieczuła w stosunku do Kola, który zginąłby gdyby nie on. Jednak no... To Elijah! On zawsze... był. Dobra nie umiem tego wyjaśnić, więc po prostu powiem, że mi go szkoda .
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Boże . . . nie umiem się wysłowić ! Gdy to czytałam zaparło mi wdech w piersiach ! ;* . Masz ogromny talent do pisania, po prostu na pisarkę idź xD . Ten rozdział jak każdy inny poruszył we mnie wiele emocji < 3 . Przez co ruszałam się na krześle jak opętana, a bolą mnie okropnie plecy ! Jeszcze umrę , i co będzie ? ;p . Pozdrawiam ; ) .

    ~* Zapraszam do mnie

    http://untilitgoesouthope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. ZAPRASZAM NA PROLOG NA NOWY BLOG! :)
    OPOWIADANIE FANTASTYCZNE, ALE BARDZO ORYGINALNE :)

    http://you-cant-change-destiny.blogspot.com/

    NADROBIĘ W WEEKEND :*

    OdpowiedzUsuń
  14. W sumie nie będę pisała Ci komplementów bo podpisuję się pod wszystkimi moimi przedmówcami :) JESTEŚ PO PROSTU GENIALNA :)
    Cieszę się, że przedstawiałaś Elijah, jako takiego dobrodusznego, bo taki właśnie jest.. Napewno oddalby życie za rodzeństwo. Choć z drugiej strony szkoda mi go ;( on wypił jakąś fiolkę, tzn jej zawartość.. Czy to to o czym myślę? Jeeej..chcę już czytać!!
    Rebekah jak zwykle roztrzęsilna.. Biedaczka.. Tak często cierpi. Byłoby extra gdyby udało jej się ze Stefanem! O jeeej, super by było :)
    Caroline.. Kolejna biedaczka.. To normalne, ze nie umie nienawidzic Klausa, bo go KOCHA! Jezus Maria, niech to do niej w końcu dotrze ;p
    Chyba wszystko.. Czekam na kolejny i pozdrawiam :*
    Zapraszam na prolog na you-cant-change-destiny.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy kolejny rozdział?
    "Kim jestem? Kim jest ta pospolita wampirzyca. uciekająca przez całe życie? Zakochana za zabój w Stefanie Salvatore. Zawsze gotowa do walki, pewna siebie w stu procentach? Drobna szatynka o wybuchowym charakterku, uparta i stanowcza. Nie wierzę w szczęście, pech, nazwałabym się realistką, która w ogóle nie potrafi przewidywać konsekwencji swoich czynów, no dobrze, nie umiała. Wieki nauczyły mnie jak radzić sobie z życiem, no... do jakiegoś stopnia. Moja przeszłość pytacie?... Zbyt wiele by opowiadać, ale skoro cechuje was cierpliwość? Upiłam się... A reszta? Reszta była, no cóż... Może lepiej zajrzyjcie w moją opowieść aniżeli wyczytujcie suche fakty... Postaram się umilić wam czas... A jeśli mi się to nie uda... Trudno, nie będę po was płakać."

    A oto maleńka zachęta do przeczytania mojego kolejnego bloga.
    Liczę na twą cenną opinię
    http://i-got-lost-on-my-way.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie masz zakładki SPAM, więc pozaśmiecam Ci troszkę tutaj pod postem :D

    Powiadamiam o moim NN na KLARO, zapraszam :)

    http://hate-is-the-beginning-tvd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Boże, po prostu kocham ten blog, jest genialny, nareszcie coś ciekawego i o Originals.Liczę, na kolejną notkę jak najszybciej.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ale fajnie jest przyjechać i od razu sobie poczytać twoje opowiadanie :)
    Chce więcej Klaroline :<

    U mnie, tak jak obiecywałam nowy rozdział :)
    http://idontknowifyouknowwhoyouare.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Aaa, Elijah, nie, tylko nie on! Mam nadzieję, że coś wymyślisz, by ożył.
    Boże, już się przeraziłam, że Rebekah będzie człowiekiem, ale nie. No i dobrze. A Stefan nareszcie się odkochuje od Eleny. Ona na niego nie zasługuje. On jest za dobry dla niej. A Rebece naprawde na nim zależy. I scena Steroline - uwielbiam ich przyjaźń. I myslę, że Caroline w końcu zaakceptowała swoje uczucia do Klausa. Yupikayay!
    Dobra, lecę dalej. Liczę na to, że Elijah przeżyje.
    I Koltherine ♥

    OdpowiedzUsuń